czwartek, 25 lipca 2013

Na początku był... blog.

Na początku był chaos zwany pingerem. To znaczy, nie na samym początku, oczywiście. Wcześniej było kilka blogów na różnych serwisach. Pinger był ostatni. Tam obserwowałam (w sumie nadal to robię) tamtejszego bloga Mortycji, na którym od czasu do czasu umieszczała otrzymane kartki.

Stamtąd właśnie wzięła mi się idea dołączenia do strony postcrossing.com. Czym jest ów tajemniczy postcrossing? Ano niczym innym, jak wymienianiem się pocztówkami z zupełnie przypadkowymi ludźmi z całego świata! Jasne, to nie działa tak, że wszyscy użytkownicy brykają swobodnie niczym jednorożce po wiosennej trawce i sami sobie wybierają komu wysyłają pocztówki, a komu nie. Wszystko generuje za nas system, głównie po to, żeby było sprawiedliwie i uczciwie ;). Nie będę się zagłębiać w mechanikę działania systemu postcrossingu, bo wszystko jest na stronie. Jedyne poważniejsze ograniczenie, to językowe - wszystko na stronie jest po angielsku oraz założenie jest takie, że jest to język uniwersalnie używany na pocztówkach (ale, jeśli znamy inny język znany również adresatowi pocztówki, możemy spokojnie się nim posłużyć).

W związku z nieciekawą sytuacją życiową potrzebne jest mi coś, jakieś hobby, które oderwie mnie od przykrej rzeczywistości chociaż na chwilę, a otrzymywanie kartek z nieznanych zakątków świata i wysyłanie ich do zupełnie nieznanych ludzi wydało mi się całkiem ciekawym pomysłem. I okazał się to strzał w dziesiątkę - każdy otrzymany na portalu adres jest ekscytującym wyzwaniem, a każda znaleziona w skrzynce pocztówka to zastrzyk radości.



Ja tak naprawdę dopiero zaczynam przygodę z postcrossingiem. W ciągu 44 dni od zarejestrowania się na stronie otrzymałam 11 kartek, 9 z 15 przeze mnie wysłanych dotarło do adresatów. Mam nadzieję, że pozostałym kartkom też się to uda (w końcu!) i że każdemu adresatowi moje kartki sprawiają choć połowę tej radości, którą mnie sprawia otrzymanie pocztówki z dalekiego kraju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz